6:20 - pobudka. W teorii naturalnie, bo jak tylko budzik zadzwonił, natychmiast go wyłączyłam i poszłam spać dalej. W rezultacie pospałam jeszcze 30 minut. Potem mycie, ubieranie się, śniadanie było już w drodze. W pracy - cztery lekcje i... ta piąta, wyczekiwana przez dzieci od dawna. Zamówiłam bowiem jakiś czas temu warsztaty chemiczne i dziś właśnie się odbyły. Dzieci zachwycone, ja też :) Super sprawa!
A po pracy - nie mogło być inaczej: wystawa KRAFT 2011. Wiele z Was pisało, że się zawiodło... Niestety, muszę się z Wami zgodzić, bo ja też czekałam na coś więcej! Jechałam tam dzisiaj z myślą, że - oprócz zdjęć - przywiozę sobie fajne guziki - moje ulubione, o takie klik, a tu klapa - w tym roku guzików nie było. Duży minus! Pani odesłała mnie do pasmanterii w Gdyni...
Coś tam jednak zobaczyłam:
i kupiłam:
Może za rok będzie lepiej???
Gdyby mnie jednak ktoś zapytał, czy żałuję, że się wybrałam, to bez wahania odpowiem, że nie! A teraz znikam, bo... idę pobawić się moimi nowymi nabytkami :) Do następnego wpisu zatem!
No proszę, zabawa w małego chemika musiała być cudna. Co do Kraft, chyba dobrze, że nie wybrałam się do stolicy. Wszyscy narzekają, a obrazki pooglądałam na blogach :) Kraft z pozycji kanapowej też jest OK :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam koleżanko